Dziesięciominutowe spotkanie odmieniło jej życie. Miłość zaprowadziła ją aż do Australii. To tu odnalazła swoje miejsce na ziemi. Na blogu dzieli się z Czytelnikami opowieściami o pięknym, rozległym kraju szczęśliwych ludzi.
Jak się żyje w Australii? – to pytanie zadają Ci wszyscy. My również jesteśmy ciekawi.
Bardzo dobrze. Australia to zdecydowanie miejsce dla mnie. Moim zdaniem, poziom i warunki życia są tutaj bardzo dobre i nawet wykonując zwykle zawody można godnie żyć. Jednak uważam, że Australia nie jest dla wszystkich. Zupełnie inny klimat oraz ogromna odległość do Polski, to chyba dwa najczęściej wymieniane powody, przez które wielu rodaków wraca do kraju.
Dlaczego przeprowadziłaś się do Australii?
Przez zupełny przypadek. Po skończeniu studiów licencjackich w Anglii i w nagrodę za dobre wyniki w nauce, zafundowałam sobie 4 tygodniowe wakacje w Azji. Poleciałam z koleżanką. Ostatnim przystankiem naszej podróży była Tajlandia, najpierw miałyśmy lecieć do Bangkoku, ale ze względu na niebezpieczną sytuację w stolicy, poleciałyśmy na wyspę Phuket. Tam, na lotnisku, w linii paszportowej trochę łamaną polszczyzną zagadał do nas chłopak, który jak się później okazało, urodził się w Polsce, ale od dziecka mieszka w Australii. Porozmawialiśmy może z 10 minut czekając na bagaże i przed rozejściem się w swoje strony wymieniliśmy się Facebook’iem. Do kolejnego spotkania w Tajlandii nigdy nie doszło, za to po powrocie z wakacji zaczęliśmy ze sobą korespondować, przede wszystkim przez internet, ale wymieniliśmy też kilka listów. Po sześciu miesiącach poleciałam do Australii i najzwyczajniej w życiu zakochałam się. To nasze love story trwa już osiem lat! Historia prawie jak z filmu, prawda? Aż sama nie mogę w to uwierzyć, a jednak, takie rzeczy się zdarzają.
Na swoim blogu piszesz, że pierwsze lata na emigracji nie były łatwe. Tęskniłaś za domem i ukochanym Gdańskiem, nie mogłaś znaleźć pracy w zawodzie. Co sprawiło, że jednak postanowiłaś tam zostać?
Po trzech latach studiowania w Anglii bardzo czekałam na powrót do Polski. W Gdańsku rozpoczęłam studia magisterskie, dość szybko znalazłam pracę i mogłam cieszyć się, że znowu mam przy sobie rodzinę i znajomych. Po pierwszej wizycie w Australii, wiedziałam, że moje spokojne życie w Polsce długo nie potrwa i prędzej czy później będę musiała podjąć decyzję – Polska czy Australia. Przez prawie 2 lata moje życie było podzielone między ojczyzną a Antypodami, a pracę magisterską pisałam na licznych lotniskach! Po obronie pracy, wylatywałam do Australii, już w biletem w jedną stronę. Na początku najbardziej dokuczała mi tęsknota za rodziną i przyjaciółmi. Ponownie, musiałam wszystko zaczynać od początku, łącznie z szukaniem z pracy, nowego grona przyjaciół. Brakowało mi również moich ulubionych miejsc, które miałam w Gdańsku oraz mojego roweru, na którym w sezonie wszędzie jeździłam. Ciągle nie mogę się przyzwyczaić, że latem w stanie Queensland słońce wschodzi o 4 rano, a zachodzi o 19.00.
Wyjeżdżając pewnie miałaś w głowie swój własny obraz Australii. Co najbardziej Cię zaskoczyło w tym kraju?
Australia kojarzyła mi się przede wszystkim jako wielki kraj, gdzieś na końcu świata, gdzie jest bardzo ciepło. O Australii wiedziałam jedynie tyle, że jest opera w Sydney, dużo węży i pająków. A o Brisbane, do którego leciałam, w ogóle nie słyszałam. Okazało się, że w mieście wcale nie jest tak łatwo zobaczyć węża czy pająka. Przez 6 lat mieszkania w Australii, miałam ‘szczęście’ zobaczyć może z 6 węży, z czego tylko jeden był jadowity. W Australii zaskoczyły mnie ogromne odległości. Dystans między Brisbane a Sydney to ponad 900 km (około 90 minut lotu samolotem), to tak jakby z Polski lecieć do innego kraju. Natomiast, żeby dostać się z Brisbane do Perth, trzeba lecieć około 5 godzin (ponad 4000 kilometrów), czasowo podobnie jak z lot z Warszawy do Dubaju. Nie zapomnę, jak kiedyś znajomi zabrali mnie na plażę oddaloną 2 godziny drogi od Brisbane. Spodziewałam się, że spędzimy tam trochę czasu, bo przejechaliśmy taki kawał drogi, a oni po godzinie już mieli dość i wracaliśmy do domu. Dla Australijczyków godzina czy dwie w trasie to nie jest tak dużo.
Największym zaskoczeniem było wyluzowane podejście do życia i aktywne spędzanie wolnego czasu poza domem, również ludzi starszych. Nie chodzi mi tylko o uprawianie sportów, ale również spotykanie się ze znajomymi i rodziną na mieście, na świeżym powietrzu, nad oceanem,lub wyjeżdżanie na kempingi.W Brisbane jest pełno pięknych parków, które są popularnymi miejscami spotkań lub organizowania przeróżnych imprez rodzinnych. W wielu parkach są poustawiane stoły, ławki oraz darmowe grille do dyspozycji mieszkańców. Australijczycy uwielbiają wychodzić na kawę czy lunch, drinki po pracy, a w weekendy spotykają się na śniadaniu czy kolacji w restauracji. Z resztą wcale im się nie dziwię, bo customer service, czyli w jaki sposób traktuje się klientów w nie tylko restauracji, ale też w sklepach, na lotnisku czy urzędach jest tutaj świetny. Zawsze z uśmiechem na twarzy. A to połączone z dobrymi zarobkami w pracy powoduje, że zamiast samemu gotować w domu, Australijczycy wolą gdzieś wyjść i ten czas spędzić na pogawędkach z bliskimi.
Z jednej strony mieszkańcy Australii zaliczani są do najbardziej otyłych ludzi na świecie, z drugiej strony pełno tu ludzi uprawiających sporty już od rana. Idąc rano do pracy mijam grupy rowerzystów i biegaczy, a wracając z pracy widzę osoby ubrane elegancko w butach sportowych. Niektórzy przebierają buty bo wracają pieszo do domu, inni bo jest po prostu wygodniej. Australijczycy to ogromni fani oglądania sportów – piszesz. Ty również zaraziłaś się tutaj pasją do sportu. Opowiedz o tym.
To prawda, właśnie w Australii zaraziłam się bieganiem i przebiegłam kilka półmaratonów, z czego jestem bardzo dumna. Moi nowi australijscy znajomi od początku zachęcali mnie do wieczornego biegania, jednak za każdym razem miałam jakąś wymówkę, po prostu nie miałam ochoty. Pamiętam jak kilka lat temu wypoczywając przy basenie na South Bank, zobaczyłam tłum ludzi, którzy brali udział w biegu charytatywnym. Było wśród nich bardzo dużo dzieci z rodzicami oraz seniorów i właśnie to zmotywowało mnie do biegania. Pomyślałam, że jeśli oni potrafią, to ja też. Bieganie w ponad 30 stopniowym upale ciągle nie jest łatwe, ale nie jest niemożliwe. Co roku staram się brać udział w kilku imprezach charytatywnych, przede wszystkim biegi i jazda na rowerze.Poza tym, oprócz pomagania innym, dbam też o swoje zdrowie. W Australii zasmakowałam też innych sportów, do moich ulubionych należą nurkowanie oraz SUP (wiosłowanie stojąc na desce). Uwielbiam aktywnie spędzać czas na świeżym powietrzu, a w Australii jest to możliwe praktycznie przez cały rok.
Jak myślisz, jacy ludzie będą szczęśliwi w Australii?
Na pewno ludzie otwarci na nowe doświadczenia i zmiany. Trzeba pamiętać, że emigrując do innego kraju w pewnym stopniu będziemy musieli się przystować do nowej kultury i obyczajów, może nawet zmienić nasze nastawienie do różnych spraw, inaczej odnalezienie się w nowym świecie może być ciężkie. Myślę, że ludzie cierpliwi, którzy nie boją się wyzwań oraz tacy, którzy są gotowi czasem zacząć wszystko od zera odnajdą tutaj szczęście. Praca czy szczęście nie leży na ulicy i jak wszędzie trzeba na nie zapracować. Często kwalifikacje z innych krajów nie są tu całkowiecie uznawane i trzeba zrobić dodatkowe kursy, niektórzy robią przekwalifikowanie zawodu, bo okazuje się, że na zawody popularne w Polsce nie ma tutaj popytu.
Jakie trzy miejsca koniecznie trzeba zobaczyć w Australii? Czego spróbować?
1.Na pewno ikonę Australii – operę w Sydney. Ten słynny budynek widziałam już wiele razy, ale za każdym razem robi wrażenie 2. Rejon Whitsundays, czyli archipelag 74 wysp położonych w sercu Wielkiej Rafy Koralowej 3. Outback, czyli słabo zaludnione obszary w Australii Środkowej, gdzie znajduje się skała Aborygenów – Uluru Na pewno warto spróbować burgerów z burkami lub mięsem z kangura. Mango i awokado w Australii jest wyśmienite.
Gdzie widzisz siebie za 10 lat?
Szczerze, to nie mam pojęcia. Australia jest moim domem od prawie 6 lat i na razie nie myślę o zmianie miejsca zamieszkania. Tutaj jestem szczęśliwa, bardzo lubię Brisbane, w którym mieszkam, lubię swoją pracę oraz mam grupę bliskich znajomych, dzięki którym tutaj czuję się jak w domu. Gdziekolwiek bym nie wylądowała, to na pewno u boku męża.
Milosna historia jak z romansu, no i ta przyroda, cudnie!